Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za treści w Internecie. Tworzymy wiralowe filmiki, selfie, memy. Nasz czas pochłaniają nowe aplikacje mobilne, ciągle sprawdzamy co dzieje się na naszym Instagramie, Facebooku, Twitterze etc. To wszystko na dłużej zatrzymuje nas w wirtualnej rzeczywistości. Jeszcze jeden scroll, jeszcze jedna stronka na repostuj.pl, jeszcze jeden odcinek serialu na Netflixie. W natłoku informacji potrafimy jednak dostrzec rzeczy, które są naprawdę ważne, takie jak kampanie społeczne, akcje organizacji pozarządowych, indywidualne prośby o pomoc. Staramy się wspierać szczytne cele właśnie w sieci, tym samym stając się slacktywistami.
Czym jest to zjawisko?
Według słownika oksfordzkiego to akcje wspierające polityczne lub społeczne zagadnienia, ograniczające swój zasięg do Internetu, wymagające niewielkiego nakładu czasu i zaangażowania. Znamienny jest fakt, że termin ten powstał poprzez połączenie dwóch angielskich słów: slacker (leń) oraz activism (aktywizm). Co daje nam slacktywizm? Przede wszystkim poczucie dobrze spełnionego obowiązku, bo przecież: kliknąłem, podpisałem petycję, udostępniłem posta, tym samym przyczyniając się do zmiany. Dodatkowo znajomi zobaczą, że jestem zaangażowany społecznie, będę miał o czym z nimi rozmawiać, urosnę w ich oczach.
Pożyteczny slacktywista
Slacktywiści bywają określani mianem „kanapowych aktywistów”, „cyber bumelantów”, „hasztagowych aktywistów”. Czy jednak zjawisko slacktywizmu należy całkowicie przekreślać? Czasem akcje mające swój początek w sieci wychodzą poza nią, wystarczy wspomnieć o protestach w Rosji na przełomie 2011 i 2012 roku, czy sprzeciwie wobec ACTA, który swój początek miał w postaci fanpage’a na Facebooku i przerodził się w manifestacje w największych miastach Polski. Nie warto też nie doceniać siły pojedynczego like’a, tweeta czy hasztaga. Przykładowo, jeśli choć jeden z naszych znajomych, który zobaczył udostępniony przez nas post na Facebooku, adoptuje psa, przekaże dotację na UNICEF albo PAH czy zaangażuje się w akcję Szlachetnej Paczki, będzie to miało realny wpływ na rzeczywistość.
Nasze angażowanie się w Internecie może dać faktyczne efekty, pod warunkiem, że wejdziemy w akcje, w ramach których tweet, hasztag lub like przełoży się na realne działania. Przykładem może być akcja Ceneo, zorganizowana na rzecz schronisk dla zwierząt. Wystarczyło pobrać aplikację Ceneo i kliknąć w znajdujący się tam obrazek psiaka. Jedno kliknięcie równało się jednej misce karmy. Połączono to z biciem rekordu Guinessa, a Internauci mogli dzielić się swoimi wrażeniami na jej temat za pomocą hasztaga #rekordowamiska. Dzięki temu w ciągu 30 dni udało się zebrać 21 ton karmy! Innym przykładem może być akcja na rzecz schroniska w Korabiewicach – udostępnienie posta równało się jednej złotówce przekazanej na rzecz placówki.
Tego typu działania, chociaż organizowane w Internecie, mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Warto je wspierać, chociażby dlatego, że dzięki nim niesiemy realną pomoc.
Źródło zdjęcia: www.pexels.com